Poezja

Jakub Tomkiewicz
Jakub Tomkiewicz


pomiędzy wersy wprosiło się trochę prozy

stworzyłeś mnie
na podstawie przypuszczeń
domniemanej wolności ducha
z domieszką grawitacji na ustach
zdziwieniu patrzę w oczy
gdy milknie wewnętrzny hałas
a ty trzymasz mnie
na dystans
w szufladzie z wierszami
jak wstydliwy materiał do gazet
albo jeszcze bardziej wstydliwy gadżet
chciałabym kilka tych nocy
zasypiać spokojna
z niewielkim bólem
świadomości
nie umiem cię zatrzymać
w szufladzie trzymam tylko bieliznę
a wiersze rzucam ptakom
jak kawałki chleba i ziarna
gdy znikają na niebie
wierzę że słowa potrafią latać
nie muszę się troszczyć
odmawiać modlitwy





Znużenia

jasna wstęga światła wsiąka w zasłonę luźno zawieszoną wzdłuż południowego okna
drobinki powietrza zmieszane z kurzem tańczą powoli ospale z naciskiem na meble,
pod które lgną potulnie. cisza.

deszcz zmęczony dniem pracy ustępuje miejsca zachodowi słońca.
chmury rozchodzą się do domów.

świat kurczy się.
zatrzaskuje w horyzoncie. wpada w pułapkę zenitu. zaplątuje w perspektywę
ze znużenia







śmierć za rogiem

Miasto zasypia we mgle. Betonowe sny stoją niewzruszone
pod fioletem nasiąkniętym światłem latarni.
Miasto oddycha w pustej ulicy. Jestem zmyślonym
fragmentem opowieści, nigdy nie ujrzy mnie światło dzienne.

Jak każda, drogocenna iluzja, mam wszystko, co niezbędne
dla twórczej nostalgii. Słowa są mi matką, a może,
głodne dotyku ust, rozedrgania skóry; dreszczem mi mów,
słodki śpiewie serca, dreszczem mi przemawiaj, najlżejsza,
w ciszy nocnej nieuchwytna, nuto życia zawieszonego we śnie,
zdają się krzyczeć.

Gdybym mogła przylegać uczuciem do chłodu szyby,
wilgotnej ściany budynku. Ale śmierć stoi za rogiem.
Wybieram proste drogi.