Proza

Bruno Kadyna
Bruno Kadyna
miasto: Gdynia

Bruno Kadyna, 39 lat, od urodzenia gdynianin i łobuz. Nie słuchałem rodziców, liczyły się tylko wygłupy i zabawa. Potem dużo się biłem, a jeszcze więcej, kiedy zacząłem uprawiać kulturystykę i boks. Na siłowni w latach 90-tych (dawno już takich nie ma), poznałem ciekawych ludzi i w konsekwencji tych znajomości, mało brakowało, a skończyłbym w piachu albo w więzieniu. Pociągała mnie gangsterka i adrenalina, przez sześć lat stałem na bramce w klubie nocnym, gdzie panie za pieniądze bawiły się z panami. Potem byłem marynarzem. Przez wiele lat paliłem zielsko kilogramami i gdyby nie ciągły trening umysłu, zdurniałbym pewnie do reszty. Złamałem wiele kobiecych serc i męskich ambicji. Ale i tak byłem przesympatyczny i słodki.
Teraz jestem mężem, ojcem i handlowcem. Lubię robić sobie jaja na każdym kroku i kocham wszystkich, bo wiem, jaki okrutny jest świat. Zebrałem kupę świetnych recenzji swoich powieści.
Niepublikowane opowiadanie dla dorosłych, pt. ?Kiedy inni śpią?, miało ukazać się w Playboyu. Niestety zwinęli żagle.


Social Media część I

Kryzys twórczy wracał zawsze, kiedy Sebastian zapominał o ostatniej zdobyczy. Bez muzy, chociażby pamięci o niej, nie mógł tworzyć. Dostawał szału, który mógł popchnąć do zrobienia czegoś głupiego, czego potem by żałował. Na szczęście pojawiła się szansa, że tego uniknie.
Wypalając jednego papierosa za drugim przeglądał na Facebooku profile proponowanych znajomych. Bał się, że nie znajdzie odpowiedniej kobiety i posunie się do czegoś nierozważnego. Ale udało się. Justyna była ładna, młodziutka, z niesamowitą figurą. Choć nie zależało mu specjalnie na wyglądzie zewnętrznym. Najbardziej liczyło się wnętrze.
Na poprzednią dziewczynę jego wspólnicy nie dali zielonego światła. Zdenerwował się i chciał ich zignorować, ale ostatecznie posłuchał i dobrze wyszło. Justyna była o wiele lepsza. Niestety dostał na nią niewiele czasu. Musiał się śpieszyć. Prawie nie spał. Kończył właśnie jej drugi olej.
Każda zdobycz to seria obrazów. Pierwszy to twór zawsze bardzo nieokreślony, zbudowany z wyobrażeń i nadziei, początek. Wymaga najwięcej przygotowań, szkiców i prób. Każdy kolejny już mniej. Drugi ma konkretniejszą formę, bo artysta wiedział o muzie więcej, jaka była w środku, jak myślała. Zniekształcał wyobraźnią to, czego się dowiadywał i widział na zdjęciach. Drugi obraz zaczynał malować zazwyczaj, kiedy przechodził z kobietą na ‘ty’. Tym razem też tak było i był zadowolony z efektu.
Myślał już o trzecim dziele. Ale to jakie będzie, zależy od tego, jak potoczą się sprawy, jak rozwinie się znajomość.
Tylko ten czas! Nienawidził się śpieszyć, sztuka na tym traciła.
– Czas to suka! – zawołał i zrobił przerwę na fajkę.
Wciąż myślał o Justynie, była teraz centrum wszystkiego. Wyobrażał sobie jak pachnie, jak smakuje. Wyglądała na niewiele ponad dwadzieścia lat. Na zdjęciach wydawała się wysoka, nawet bardzo. Miała ładne krągłe biodra i idealnej objętości uda. Piersi średnie, ale kształtu musiał się domyślać, niestety fotki ze spotkań ze znajomymi i rodziną nie zdradzały wiele. Na żadnym nie prezentowała całej postaci, a ubiór też nie ułatwiał oceny. Musiał się posiłkować wyobraźnią, póki co. Nie wiedział, ile ma czasu, ale jeśli wystarczająco, to w końcu dojdzie między nimi do wymiany ciekawszych selfie.
Jak zawsze – pomyślał.
Miał już w głowie zarys całej serii. Ostatnie obrazy będą zwieńczeniem, dopełnieniem, niczym przeżyte życie. Ekstazą, która wybuchnie w chwili kulminacji, by potem utrzymać się jakiś czas i powoli opadać.

***

Przybiegł z łazienki, kiedy usłyszał dźwięk powiadomienia.

– Halo, jest pan tam, Panie tajemniczy? :)

Był. Patrzył w okno konwersacji.
Czekasz na mnie? Szybciej bije ci serce? Co sobie wyobrażasz pełna życia ślicznotko?
Musiał być ostrożny. Tworzyć w jej głowie pożądany obraz. Na razie nakreślił zarys przystojnego, intrygującego malarza z poczuciem humoru. Malarstwo było idealne do uwodzenia, w ogóle sztuka. Przyciągała kobiety jak magnes. A w jego przypadku szczególnie, bo nigdzie nie można było znaleźć zdjęć jego obrazów, nawet w relacjach z wystaw. Bardzo o to dbał, miał swoje powody, których nie mógł zdradzić, za to potrafił zręcznie uzasadnić. Komentarze, pochwały na fanpage’u były jedynymi dowodami na to, że istnieją.
Ta tajemnica sprawiała, że był bardziej pociągający. Justyna wiedziała, że ktoś, kto tworzył sztukę wizualną, musiał być niesamowicie wrażliwy. Co z tego, że czasami było to niezrozumiałe i dziwne, jak o jego obrazach pisali niektórzy. Przecież nie wszyscy rozumieją sztukę jednakowo.
Odczekał dłuższą chwilę i napisał.

– Jestem, proszę Pani ;)

Czasami trzymali pozorny dystans. To było takie sympatyczne.

– Milczy Pan tak jakoś…

Bardzo dobrze, myśl o mnie jak najwięcej.
Jeszcze nie mógł pokazać, że on też myślał, i to dużo więcej niż ona. Był pod wpływem opium i musiał uważać, żeby nie dać się ponieść.

– Ech, utknąłem nad kolejnym obrazem. Potrzebuję motywacji, czegoś, co mnie popchnie do przodu. Już prawie to mam, uchwyciłem, ale wciąż ulatuje, czegoś brakuje, jakiejś tęsknoty, pasji, namiętności, nie wiem… Przepraszam, że przynudzam ;)

– Na pewno nie przynudzasz! Chciałabym poczuć to co Ty, kiedy tworzysz. To musi być takie… Ekscytujące…

Założył nogę na nogę, podbudowała go tymi słowami.

– Możesz to poczuć, po prostu o tym nie wiesz ;) – napisał.

– Jak to?

– To jest w środku, w Tobie, każdy ma tę iskrę. Może tylko innego kalibru. Niektórzy ją wydobywają i karmią, a inni nie chcą i zakopują głęboko w swym wnętrzu.

Teraz się będzie zastanawiać.
Rozsiadł się w fotelu i zapalił papierosa. Przesunął palcami po włosach długich prawie do ramion, a umysł śledził każdy palec na skórze głowy. Narkotyk działał.
Chciał wrócić do sztalugi, czuł bajeczne natchnienie, ale rozmowa z nią była równie ważna, jeśli nie ważniejsza.
Długo nie odpisuje.
Ciekaw był, co odpowie. Nauczony podbojami dostrzegał schematy i sposób myślenia kobiet. Przynajmniej na tym polu. Nie miał najmniejszego zamiaru zagłębiać się bardziej w kobiecy umysł. Wiedział, że przepadłby w gąszczu pędzących myśli i emocji, targany nimi i poniewierany, jakby stał na drodze pędzącego stada koni.
Odpisała.

– Myślę, że to, jakiego iskra jest kalibru, zależy od genów i wychowania. Moi rodzice nie zaszczepiali w nas kulturalnego głodu, oprócz książek oczywiście. Uwielbiałam, gdy tata mi czytał. Wszyscy dużo czytamy, kupujemy sobie książki w prezencie na święta i urodziny. Ale być może gdzieś we mnie drzemie ta iskra. Tylko jak ją wydobyć? Odbiorcą sztuki jestem świetnym, to pewne ;)

I już wiedział, co chciała usłyszeć.

– Poczucie piękna to podstawa, a wydobyć iskrę może odpowiednia emocja, wydarzenie, uczucie…

– Jakie na przykład? – zapytała.

Ech…

– Miłość, rzecz jasna.

– Istnieje coś takiego? :)

Ech, dziewczynko, dziewczynko…

– Nie czujesz miłości swojej rodziny?

Usłyszał w głowie słowa matki: ‘Na co mi takie zero! Takie gówno urodziłam!’
A potem uderzenie pięścią w twarz. Miał kilka lat, kiedy pierwszy raz dostał. Wciąż czuł tę pieszczotę i słyszał jej głos.

– Czuję. Mama i tata bardzo mnie kochają. Martwią się ciągle, szczególnie ojciec. Dla niego wciąż nie dorosłam ;) Ale chyba nie taką miłość miałeś na myśli?

– Taką również. Miłość jest podstawą wszystkiego. To na niej opiera się sztuka. Jak wszystko zresztą. Głupcem jest ten, kto jej nie pielęgnuje, nie podsyca…

Wiedział, że pragnęła wzniosłej miłości i bezpieczeństwa, być może już snuła wizję cudownej przyszłości u boku przystojnego, wrażliwego mężczyzny, który wyniesie ją na wyżyny doznań emocjonalnych. Jednocześnie równoważąc piękno drugą stroną swej męskiej natury, która kazała twardo stąpać po ziemi, dbać o cielesność i byt przyszłej rodziny.

– Więc sami głupcy wokoło? – odpisała.

Westchnął ciężko.

– Głupców jest więcej, to pewne. Ale tych, którzy marzą o prawdziwej miłości, też nie brakuje. Jestem pewien. Przecież nie trzeba mieć wiele oleju w głowie, żeby wiedzieć, co robić, żeby miłość kwitła, choćby cyklicznie, jak róża. Z pewnością wielu to rozumie, czuje…

To przecież takie oczywiste. – Uśmiechnął się.
Zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz i przewrócił oczami.
– Jeszcze nie – powiedział po odebraniu.
– Uwijaj się, Romeo, nie mamy czasu. Na kawę się umawia w jeden dzień, a ty się srasz z tym zawsze, jakbyś był jakimś pieprzonym artystą, malarzem światowej klasy.
– Co ty możesz wiedzieć o malarstwie – warknął.
Nienawidził popędzania, a szczególnie wyśmiewania jego talentu. Wystarczyło, że kiedyś matka uważała go za miernotę.
– Robię po swojemu, dlatego jestem skuteczny. Nie będziesz mnie pouczał i popędzał! – Rozłączył.
Justyna wciąż myślała. To dobrze, bo rozstroił go ten telefon. Po chwili zobaczył w oknie konwersacji dymek i trzy podskakujące kropeczki.

– W takim razie jest jakieś fatum wokół mnie, przyciągające głupców albo odpychające tych, którzy wiedzą, czym jest miłość…

I co ty teraz robisz, co?

– Poczułem się dotknięty ;)

– Wybacz, nie wiem przecież, kogo przyciągnęłam tym razem, mimo że chwilami się rumienię ;)

– Taka duża dziewczynka i się rumieni? ;)

– A jednak ;)

– Zostawiam Cię więc w rozterce. Czy pomimo mojej świadomości jestem kolejnym głupcem, czy marzycielem ;) Uciekam. Płótno wciąż milczy, ale może w końcu u mnie wywoła rumieńce :)

– W takim razie weny życzę, a ja w swej rozterce postaram się sama nie oszukać ;)

No to czas podkręcić rumieńce.

– Więc do napisania zatem. Całuję w usta :*

Czekał z nosem w ekranie. Wiedział, że to nie koniec.
Tumdum – dźwięk wiadomości.

– Zatkało mnie... Nie wiem, co na to odpisać... Coś Pan tu psocić zaczyna, Panie Sebastianie! :)

– Ależ skąd. Buziak nieskonkretyzowany przechodzi bez echa, a ten namiesza trochę w Twojej rozterce ;) Uciekam, ale kolejnego buziaka nie dam, trzeba być oszczędnym.

– No ten nie przeszedł bez echa ;) Więc i ja wyślę konkretnego, ale nie powiem jakiego :*

– Za to ja poczułem smak jego ;)

I dobra.
Miał już dość. Wylogował się z Facebooka, rozebrał się i poszedł malować nago.
Pięknie, posuwamy się naprzód – pomyślał o niej. – Już cię prawie mam.
Stanął przed prawie gotowym obrazem. W ręce trzymał długą drewnianą fajkę w kształcie chińskiego smoka. Dotknął językiem ustnika i podgrzał główkę gada, w której zamknięta była odrobina opium. Wciągnął opar głęboko w płuca. Palił tylko przed sztalugą, zawsze taką samą ilość, żeby móc stać i pracować. Organizm przyzwyczaił się do tej ilości narkotyku już dawno i chciał więcej, ale Sebastian nie ulegał pokusie. Wiedział, że to droga w dół.
I tak wciąż słyszał słowa matki: ‘Mówiłam, że jesteś nic niewart? Kompletne dno! Żałuję, że urodziłam takie zero. Lepszy byłby martwy bachor.’

***

Malował do czwartej rano, aż skończył. Wolał światło dzienne, rzecz jasna. Wtedy opium inaczej zniekształca wyobraźnię, perspektywa jest szersza, możliwości więcej. Noc zwęża emocje, sprowadza wszystko do punktu o podobnym zabarwieniu. Poza tym farby olejne są wymagające, potrzebują dużo światła. Jednak tworzył przede wszystkim wnętrzem, a drugi obraz miał w sobie mnóstwo mroku, więc wystarczyła dobra żarówka. Był bardzo zadowolony z efektu.
Śnił o Justynie, już ją uwielbiał. Stawała się obsesją, coraz wyraźniejszym tworzywem, chyba najpiękniejszym jak dotąd. Dlatego to będzie najdłuższa seria, mimo że czasu miał mało. Kiedy skończy, zorganizuje wystawę. Ujawni kilka kobiet, pokaże światu, jak je widział. Justyna będzie zwieńczeniem, najdoskonalszym dziełem.

Wstał jeszcze przed południem. Nie miał czasu na sen, musiał pracować. Zalogował się na Facebooku, żeby widziała, że jest dostępny. Nie było jej.
Starał się odzywać rzadko. Musiał panować nad sobą, żeby nie poczuła cienia nachalności. To ona musiała łaknąć kontaktu z nim.
Pisała jeszcze wieczorem, po jego wylogowaniu.

– Zadziwiasz mnie, wiesz?

– Już Cię nie ma. Do jutra zatem, całuśniku :*

No proszę. Pocałunek zadziałał.

– Zadziwiam Cię? W jaki sposób? – odpisał.

Zadzwonił telefon.
– Powiedziałem, nie popędzać mnie.
– Klientowi się śpieszy. Jeśli tego nie rozumiesz, znajdziemy kogoś innego.
– Powodzenia. – Wiedział, że to nie takie proste.
– Pojutrze ma być u ciebie. Jutro przygotujemy pokój.
To dało się zrobić, chociaż nie bez ryzyka.
– Dobrze, pojutrze. – Rozłączył.
Nieczułe gnoje.
Gdzieś mieli jego pracę. Bez nich byłaby o wiele przyjemniejsza, a obrazy lepsze. Ale dzięki nim miał pieniądze i mógł poświęcić się tworzeniu. Dodatkowo załatwiali opium, o które bardzo ciężko w Polsce.
Był zmęczony, musiał zjeść i zabrać się za gruntowanie trzeciego płótna. Nie dostrzegał żadnej pracy twórczej w montażu krosien i obijaniu materiału, dlatego kupował gotowe podobrazia z najwyższej jakości lnianym płótnem, koniecznie surowym. Co innego gruntowanie. Uważał, że od tego wiele zależy i powinno być częścią pracy artysty.
Zjadł byle co i zabrał się za pracę. Nie ćpał przy tym. Do tego lepszy był jasny umysł.
Tumdum.
Jest!
Był ciekaw, co odpisała, w jaki sposób ją zadziwiał, ale nie oderwał się od sztalugi. Musiał skończyć pierwszy etap gruntowania, inaczej klej kostny podeschnie. Całe płótno musiało schnąć równo.
W końcu usiadł przed komputerem i odczytał wiadomość.

– Myślę, że już wiesz, w jaki sposób...

Zastanawiał się, jak to wykorzystać, co napisać. Z tyłu głowy dźwięczało słowo – pojutrze.
Tylko nie naciskaj.

– Domyślam się jedynie. Choć przecież mogę się mylić i wyobrażać sobie nie wiadomo co.

– Co takiego Pan tam sobie wyobraża, co? ;)

– Nie powiem, proszę Pani ;) Wolę swoje domysły trzymać na wodzy. Na pewno w pierwszej kolejności chciałbym zadziwić Cię moją sztuką, póki znasz mnie tylko trochę. Potem osąd będzie zniekształcony znajomością osobowości artysty :)

– Jestem bardzo ciekawa Twoich obrazów. Nie dasz się namówić na zdjęcie choć jednego?

Przewrócił oczami.
Przecież rozmawialiśmy o tym.

– Absolutnie! To tak jakby stwierdzić po zdjęciach potraw, że kucharz smacznie gotuje. Chciałbym, żebyś wydobyła z mojej pracy jak najwięcej. Najlepsza soczewka nie dorówna ludzkiemu oku, a lampa - pełnemu dziennemu światłu.

Czekał, aż się domyśli, o co mu chodzi, a najlepiej, jeśli sama wpadnie na pomysł, żeby zobaczyć na własne oczy.
– No, mała, jesteś niegłupia – powiedział do ekranu.

– Może kiedyś uda mi się zobaczyć ;) – odpisała.

– Z chęcią zrobię dla Ciebie prywatną wystawę, ale wcześniej chciałbym zaprosić Cię na kawę. Muszę sprawdzić, czy nie jesteś jakąś psychopatką :)

Patrzył tępo w okno i czekał, aż pokażą się podskakujące kropeczki.
– Pisz! – wrzasnął w ekran.
Nienawidził pośpiechu, a był do niego zmuszony. Ta kawa przyszłaby naturalnie w swoim czasie i łatwiej byłoby zdobyć jej zaufanie.
Pieprzony Valeri – pomyślał o wspólniku.
Justyna zniknęła, wylogowała się.
– O nie. Co jest?
Poczuł lodowate ciarki na plecach.
– Co ty robisz?
Niepokój zamienił się w strach. Czytał po raz kolejny, co napisał.
To przecież nie było podejrzane. - Zbierało mu się na płacz.
W głowie odezwała się matka: ‘Nic niewarta łajza.’
– Wracaj! – Uderzył pięścią w stół.
Zaczął krążyć po pokoju. Targały nim sprzeczne emocje, kazały się uspokoić i jednocześnie zniszczyć to, co już stworzył o Justynie.
– Jak możesz mnie tak traktować?! – Oczy wypełniły się łzami.
Położył się na podłodze i ciężko oddychał. Zobaczył matkę, pochyliła się nad nim. Zamknął oczy i zasłonił uszy rękami, ale i tak słyszał jej głos: ‘Jesteś nic niewartym łajnem. Nic nie potrafisz zrobić dobrze. Chciałam cię oddać, ale nikt nie chciał takiego gówna.’